Ciężki poniedziałek (94). Armagedon?
Wielokrotnie na łamach „Trybuny"- nieboszczki i innych pisałem wtedy, iż władza (zrazu PiS, LPR i Samoobrona), potem aż do dzisiaj koalicja PO/PSL popełniła strukturalny błąd przypisując organizację i powstanie infrastruktury Euro 2012 ministerstwu od sportu i turystyki. Bo z założenia ma ono zupełnie inne cele w realizacji polityki państwa odnośnie zdrowia, sprawności oraz usportowienia narodu i zapewnienia zawodnikom-wyczynowcom warunków do reprezentowania kraju na mistrzowskich imprezach z igrzyskami olimpijskimi na czele. Było wtedy wiele rozsądnych głosów o powołaniu doraźnego, specjalnego ministerium lub komitetu Rady Ministrów li tylko do spraw przygotowania Euro 2012; od budowy stadionów, dróg, modernizacji kolei i lotnisk, zysków z piłkarskiej turystyki po kwestie bezpieczeństwa imprezy i obsługę medialną. Zdecydowano jednak inaczej tworząc chore z założenia ministerialne spółki PL2012 i Narodowe Centrum Sportu; jakby dublujące pracę branżowych resortów i mieszające w imię tzw. kontraktów menedżerskich opłacanych z podatniczej kieszeni zasady prywatnego biznesu z podległościami podmiotów skarbu państwa. NCS to chociaż stworzył „produkt" w postaci imponującego Stadionu Narodowego, PL2012 specjalizuje się w sferze wielce wirtualnych dokonań. No i mamy sprawę wstrzymanej półmilionowej premii prezesa Rafała Kaplera i nietykalną, a wyższą, premię dla prezesa Herry. Mamy tzw. „sprawę", czyli hecę z oddaniem do eksploatacji Narodowego, sejmowe-komisyjne męki pani minister (ministry) Muchy. To wszystko służy niestety obrzydzaniu Euro 2012, jakiejś idiotycznej schadenfreude i uwikłaniu Ministerstwa Sportu i Turystyki w ten piłkarski kogel-mogel.
Jest mi bowiem dziwnie, gdy z ust pani Muchy słyszę, iż najważniejszym priorytetem MSiT jest przeprowadzenie turnieju ME. Turnieju, gdzie za sportowy, „piłkarski teatr" oficjalnie odpowiada UEFA i jej struktury, a za przygotowanie naszej reprezentacji tylko i wyłącznie PZPN, a nie firma z Pałacu Blanka. Czy i ona odpowiada za „Armagedon" (tytuł za „Gazetą Wyborczą"), czyli uczynienie istnym koszmarem życia warszawiaków, gdańszczan, poznaniaków i mieszkańców Wrocławia w dni meczowe i nie tylko w te. Próbkę (całkowity i bezsensowny paraliż komunikacji miejskiej od godziny 17. do północy, nieprzejezdne mosty, odcięcie od świata starej części Pragi i Saskiej Kępy, zakazy i nakazy angażujące istne pułki policji) mieliśmy podczas żenującego meczu Polski z Portugalią na sportową, a nie propagandową inaugurację Stadionu Narodowego. Więc już dziś ponad 1/3 warszawiaków chce na czas Euro wyjechać z miasta!, a ci co zostaną będą mieli na Polu Mokotowskim eksterytorialne ponoć obozowisko o nazwie „Russkij Dom" i inne atrakcje w tzw. Strefach Kibica. Tego nie wymyśliłby i mistrz Sławomir Mrożek, ale tak się ma dziać w tej ponoć sportowej materii...
Wiem też, iż Euro potrwa do pierwszych dni lipca, a wtedy pozostaną już tylko dwa tygodnie do wylotu naszych olimpijczyków do Londynu. I co jest priorytetem MSiT na ten rok? Piłkarskie mistrzostwa w których, obym się mylił!, Polska nie odegra żadnej roli, czy przygotowanie ekipy na igrzyska - największą omnisportową imprezę na świecie do której w 4-letnim cyklu (i z wielkimi poniesionymi już nakładami) nadzorowanym przez ministerstwo sposobiło się kilkuset sportowców z których około 200 zdobędzie kwalifikacje; a jest już w tym gronie dziewięcioro ludzi od sztangi? Tu chodzi przecież o codzienną pomoc i strukturalno-finansową obsługę, terminowy przepływ gwarantowanych autorytetem państwa dotacji oraz merytoryczny nadzór nad ponad 60 polskimi związkami sportowymi (także tymi które mają to nieszczęście, iż są nieolimpijskie...). I to nie tylko z myślą o Londynie, ale także o igrzyskach zimowych w Soczi 2014 i olimpiadzie 2016 roku w Rio de Janeiro. No i bardzo, bardzo mi smutno, czytając w „GW" panią Środę i jej ideowe kompanionki oraz słysząc z ust szefa rządu, iż cały ten medialny hałas wokół Euro i oryginalnego stylu rządów pani Muchy, to głównie przejaw seksistowskiej, samczej postawy zgrai zawistnych mizoginów.
Mniemam jednak, iż nie damy się zwariować...
Jacek Korczak-Mleczko