Ciężki poniedziałek (91). Mistrzostwa Europy, czyli… „trzeciorzędna impreza”?
Co więcej Dołęga odmawiając występu na ME gotów jest poświęcić swoje członkowstwo w ministerialnym Klubie Polska-Londyn 2012 (co rocznie kosztuje nas kilkaset tysięcy złotych) w którym jest teraz na zasadach ekstraordynaryjnych, bo w roku 2011 nie potwierdził swej klasy na MŚ z powodów jak wyżej. Teraz Klub domaga się startu w Turcji i międzynarodowego przetarcia (ostatnie i to złote było w tejże Antalyi wczesną jesienią 2010 roku...), ale nie słyszałem, aby wymagał medalu. I w nim (Klubie) i w MSiT, które przeanalizowało zeszłoroczne wydatki budżetu na klubowiczów, zmieniło się kierownictwo i zmieniła się optyka. Więc przyjęto zasadę „Coś za coś". Czyli dobrze płacimy (zawodnikowi i wybranemu przez niego trenerowi) i zapewniamy wszystko co potrzebne i wymagamy walki na pomoście, pokazania się z białym orłem na kostiumie a nie wyłącznie codziennego treningu, bo w ciągu 12 miesięcy musi on mieć więcej niż jeden cel. I w pałacyku przy Senatorskiej pamiętają, iż w zeszłym roku doinwestowany wielce Dołęga opuścił mistrzostwa Europy w Kazaniu, bo oczywiście cel był tylko jeden - listopadowy Paryż. Ale zabolał bark i trzeba było iść na stół do doktora Marka Krochmalskiego. Bo to się może zdarzyć każdemu i to nie tylko w tak obciążeniowym sporcie jak podnoszenie ciężarów.
W środku tego wszystkiego są władze PZPC i nie jest to sytuacja komfortowa. Rozumieją problemy Marcina, chcą aby było dobrze i spokojnie z radością na mecie w Londynie. Ale PZPC rozliczany jest i dotowany przez ministerialną władzę, rozliczany nie z planów i kilogramów przerzucanych przez kadrowiczów na treningach, ale ze startów i osiągniętych wyników. Tak samo jak inne związki sportów indywidualnych, sportów walki i nie tylko tych, gdzie nie ma przypadku aby zawodnik wykonywał swój zawód, czyli startował w mistrzowskiej, międzynarodowej imprezie tylko raz w roku.
Oczywiście jest i bardzo świeży aspekt sprawy, czyli podpisane kilkanaście dni temu porozumienie Dołęgi (będzie „ambasadorem marki") z polskim oddziałem tajwańskiej firmy Acer - potentata branży komputerowej, którego sprzęt będzie obsługiwał igrzyska w Londynie. Kontakt został nawiązany dzięki Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu, a Acer szukał (i polecono mu) kandydata do olimpijskiego medalu 2012. Marcin ma dostać laptopa/tableta i pieniądze, chociaż sumy nie ujawniono, co staje się (ta tajemniczość) polską specjalnością, bo w świecie na styku biznes - sponsoring sportowców transparentność jest od dawna żelazną reguła .Czy to ma związek z odmową startu w Antalyi i ewentualnym rozstaniem z Klubem Polska-Londyn 2012?
A co do zdziwień to bardzo zabolało mnie stwierdzenie Marcina, iż mistrzostwa Europy, „szczególnie te w roku olimpijskim", są „trzeciorzędną imprezą". To nadal mistrzostwa Europy, trzecia po igrzyskach i MŚ najważniejsza impreza w podnoszeniu ciężarów. To nie jest żaden Salon Odrzuconych o czym świadczą choćby wyniki sprzed roku z Kazania, o czym świadczy postawa reprezentanta Rosji Chadżimurata Akkajewa - głównego kandydata do złota w 105 kg w Londynie, któremu złoto ME 2011 (425 kg w dwuboju i triumf w Sinclairze) nie przeszkodziło 7 miesięcy później wygrać w Paryżu i to wynikiem 430 kg! Czy triumf Marcina na ME we Władysławowie 2006 i ustanowiony tam rekord świata w rwaniu to też był występ na trzeciorzędnej imprezie? Czy tytuł i niepobity do dziś rekord świata Szymka Kołeckiego w podrzucie wagi do 94 kg na ME w Sofii miał miejsce na peryferyjnej imprezie? Czy ubiegłoroczne brązy z Kazania Oli Klejnowskiej-Krzywańskiej i Bartka Bonka nie mają żadnej wartości? Tak nigdy nie można mówić; tym bardziej publicznie.
Bo jeśli przyjąć owo rozumowanie i przekonanie o „trzeciorzędności" mistrzostw Europy seniorów, to wychodzi na to, iż nie mają one sensu, a tytuł jest nieadekwatny do nazwy. Więc, idąc dalej tym tropem, można zapytać po co istnieje EWF? Sądzę, iż jest to ważny temat do dyskusji na kwietniowym, w tejże Antalyi, kongresie sprawozdawczo-wyborczym europejskiej centrali sztangi. Bo przecież to my - Polacy byliśmy w roku 1969 w Warszawie założycielami EWF, Janusz Przedpełski jej pierwszym długoletnim prezydentem, a mistrzostwa Europy (trzy odbyły się w naszym kraju) wspaniałymi imprezami... Komu to przeszkadza?
Jacek Korczak-Mleczko