Po ogłoszeniu wyników 77 Plebiscytu „PS” i TVP, czyli sportowa noc w warszawskim Hiltonie
Ale nie da się ukryć, iż przy wielu stołach i w kuluarowych rozmowach omnidyscyplinarnych komentowano wyniki 77. Plebiscytu, chociaż szat nie ma co rozdzierać, bo to przecież powinna być głównie zabawa. Ale jest też aspekt poważniejszy, bo skoro wybieramy najlepszych - to w „10" powinni być rzeczywiście najlepsi, a sukcesy przedstawicieli różnych, tak odmiennych dyscyplin mimo wszystko są porównywalne. A wyniki za zeszły rok pełne były niespodzianek odebranych przez kibiców bardzo różnie o czym świadczą wpisy internautów na stronie „Przeglądu Sportowego" (www.sports.pl). A środowisko polskiej sztangi ma prawo być nieco zdziwione, iż w „10" zabrakło miejsca dla Adriana Zielińskiego, że tacy championi jak Konrad Czerniak i Paweł Wojciechowski (uznany przez PKOl za Sportowca Roku 2011) nie przedarli się do przodu stawki, a piłkarz Robert Lewandowski (ponad 60 meczów rocznie, najlepszy w reprezentacji, prawdziwy łowca bramek, z Borussią Dortmund mistrz Niemiec i najlepszy gracz Bundesligi w grudniu 2011...) jest niby „gorszy" od panny Włoszczowskiej. A przecież futbol to futbol i miliardowa widownia, a górskie kolarstwo to po trosze nisza nawet w strukturach UCI.
Skąd to wszystko? Ano liczy się medialność, oglądalność i dobry pijar, osobowość sportowca i jego „paracie na szkło" oraz przypisanie zawodnika do określonego arcybogatego sponsora - najlepiej spółki skarbu państwa (Plebiscyt podąża w tę stronę odkąd do „PS" dołączyła TVP), co podkreślał w rozmowie ze mną Adrian Zieliński. Więc wychodzi, jak wychodzi a już są głosy, aby była to rywalizacja o tytuł nie najlepszego, ale najpopularniejszego sportowca Polski w danym roku. I chyba nie jest to głupi pomysł, chociaż trudno będzie się rozstać z historią i wieloletnią tradycją przypisaną najstarszej, z obecnych na rynku, polskiej gazecie.
Jacek Korczak-Mleczko