NIE PRZESTANĘ WALCZYĆ !
Przedruk Polska Sztanga
Szymon KOŁECKI (81) rozpoczyna rehabilitację po piątej operacji kontuzjowanego kolana. ..."Teraz już będzie dobrze..." - przekonuje Szymon Kołecki. Jeden z najlepszych polskich sztangistów w historii, w ciągu niespełna dwóch lat przeszedł pięć (!) operacji kolana. Wciąż nie ma gwarancji, że tym razem wszystko się poukłada, chociaż tak zapewniają go lekarze. Po ostatnim zabiegu pięć tygodni leżał w łóżku z usztywnioną nogą.
Szymon KOŁECKI (81) na ME Seniorów w Mińsku, gdzie wspomagał swojego przyjaciela z pomostu... Arsena Kasabijewa. Na zdjęciu, kolejno od lewej: Stefan Maciejewski, Mirosław Choroś, Vladimir Saltykov (RUS) i... Szymon |
Trudne powroty na stół !
..."We wtorek uśpili mnie na chwilę i wykręcili z piszczeli cztery śruby. I dwie kolejne, wkręcone na wylot w poprzek rzepki. Całość była spięta specjalnym usztywniaczem, tak zwanym dystraktorem bocznym - opowiada Szymon i dodaje: - Najgorszy był ostatni tydzień. Wcześniej nie wiedziałem kiedy to wszystko ze mnie wyjmą. Jak się dowiedziałem, to czas dłużył się niemiłosiernie...".
Problemy Kołeckiego zaczęły się po igrzyskach w Pekinie, gdzie zdobył drugie w karierze srebro olimpijskie. Nie był w pełni sprawny już w Chinach, dokuczało mu więzadło w lewym kolanie. Chciał więc poprawić swój komfort. ..."Operacja została jednak źle przeprowadzona. Przed nią podrzucałem prawie 230 kilogramów. Po niej nie mogłem chodzić po schodach. Potrzebna była więc kolejna wizyta na stole. Tylko że to było takie szukanie przyczyny po omacku. Podczas trzeciej operacji wszyto materiały, dzięki którym regenerowała się chrząstka. Uwolniono też więzadło. Ale to wszystko znowu się zrosło, więc po raz kolejny przeszedłem zabieg. Przebiegł pomyślnie, lecz więzadło nie było już tak elastyczne, jak wcześniej. No więc położyłem się na stole po raz piąty. Naprawdę wierzę, że teraz będzie już dobrze. Oczywiście wiem, że po tak długim usztywnieniu nogi nie da się wykluczyć na przykład konieczności artroskopii, bo przecież mogą się pojawić zrosty, ale takimi sprawami się nie przejmuję. To chwila, trzy czy cztery dni i znowu mógłbym wsiąść na rower i ćwiczyć..." - mówi Kołecki.
Wkrótce chwyci gryf ?
Przed atletą daleka droga do pełnej sprawności. ..."Przez ostatnie dwa lata była ona bardzo wyboista. Nie walczyłem nawet o powrót do sportu, a do normalności. Chciałem na przykład móc jeździć samochodem. Jeśli kolano wróci do sprawności, to zacznę trenować..." - zastrzega Szymon. O chwilach słabości lub myślach, aby dać sobie spokój z powrotem do sportu, nawet nie wspomina. ..."Zawsze walczyłem i dalej tak robię..." - mówi.
Najbliższe cztery tygodnie spędzi w klinice Carolina Medical Center na rehabilitacji. ..."Z kolei 6 listopada, na trzy tygodnie, wyjeżdżam z fizjoterapeutą do Cetniewa. Tam już muszę poczuć, że wszystko zmierza w dobrym kierunku..." - twierdzi. Kiedy zamierza wrócić do sportowej codzienności ? ..."A co to takiego ? Przerzucanie stu dwudziestu ton tygodniowo ? Jeśli tak, to chciałbym robić takie rzeczy w drugiej połowie przyszłego roku. Ale jeśli wszystko się uda, to już w grudniu chwycę gryf..." - mówi sztangista.
Chce złota w Londynie !
Wiadomo, że w 2011r nie zobaczymy go w żadnych poważnych zawodach. Ale w głowie Kołeckiego jest myśl o jeszcze jednym starcie - w igrzyskach olimpijskich w Londynie, które odbędą się za 2 lata. ..."Chcę tam pojechać. Oczywiście nie na wycieczkę, bo już kilka razy w Londynie byłem i choć to jedno z niewielu miast, które mnie nie rozczarowało, to jednak chcę do Anglii wyruszyć po olimpijski medal, najlepiej złoty. Nigdy nie jechałem na żadne zawody nie będąc przygotowanym na zwycięstwo i to się nie zmieni. Jeśli pojadę na igrzyska, w co bardzo wierzę, to tylko z przeświadczeniem, że mogę wygrywać..." - zapewnia Szymon i dodaje żartem... "A później może zajmę się medycyną. Na kolanach znam się naprawdę bardzo dobrze. Miałem też swoje problemy z barkiem i - przede wszystkim - kręgosłupem. Więc dlaczego nie...?"
Szymon Kołecki od lat płaci na operacyjnym stole za grzechy młodości. Za butę, za to, że dawno temu podnosił na treningach tyle, ile się dało, a nie tyle, ile powinien. Pamiętam, że gdy jako siedemnastolatek został wicemistrzem świata, fachowcy pisali o narodzinach ciężarowca wszech czasów, gwiazdy, która przyćmi swą wielkością wszystkich gigantów sztangi. On chyba za bardzo w to uwierzył. Nie chciał po prostu wygrywać, chciał wygrywać w stylu porywającym. Pragnął bić rekord za rekordem. Nie miał szans wytrzymać tego tempa. Złoto w Sydney stracił przez drobny błąd techniczny, który spowodował kontuzję kostki. Szansę na Ateny prze grał pośrednio przez chory kręgosłup, bo leki, które przyjmował, pomylono z dopingiem. Mógł zostać mistrzem olimpijskim w Pekinie, kilka miesięcy przed igrzyskami był w życiowej formie, ale nie wytrzymało kolano. Zaraz po igrzyskach w Atenach razem z Sebastianem Szczęsnym odwiedziliśmy Szymona w Ciechanowie. I poszliśmy... łowić ryby, bo to była i jest wielka pasja Kołeckiego... "Decyzja zapadła. Czeka mnie operacja kręgosłupa. Po czymś takim żaden ciężarowiec nie wrócił na pomost..." - powiedział, zarzucając przynętę. Nie był smutny, nie był zrezygnowany. Był zupełnie spokojny. Jakby rozumiał, że sam sobie tego piwa nawarzył, że jest go sporo, ale że zdoła je w końcu wypić. Pije je do dziś. ...„Mój organizm wcale nie jest wycieńczony. Jest tylko trochę poturbowany..." - zapewnia. Bez przerwy się leczy i bez przerwy obiecuje, że jeszcze wróci. I tak będzie. Bo w Kołeckiego wierzyć trzeba zawsze i do końca. On wciąż ma ten błysk w oku, jak wtedy, gdy mówił o operacji kręgosłupa, po której dźwigać teoretycznie się już nie da. Dziś przed nim ostatni zryw, ostatni cel. Londyn. Butę zastąpiła pokora, młodzieńczą siłę - rozsądek i doświadczenie. Wierzę, że historia Szymona Kołeckiego dopełni się tak pięknie, jak losy Tomasza Golloba. Tego mu życzę, pisząc te słowa we wtorek 12 października, w dniu jego 29. urodzin... Kamil Wolnicki ("Przegląd Sportowy", 13.10.2010)